Blog podróżniczy o Hiszpanii i okolicach.

środa, 9 marca 2011

Słowiański wypad w poszukiwaniu słońca.

Zawsze zastanawiałem się dlaczego nasi słowiańscy przodkowie wybrali na miejsce do życia właśnie obszary Europy środkowej. Dlaczego nie ruszyli całą swoją masą na tereny Bałkanów? Panuje tam zdecydowanie lepszy klimat! Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, aby swój dzień zaczynać od herbaty wypijanej z widokiem na Jezioro Ochrydzkie czy Bokę Kotorską. Czy Słowianie nazwani później zachodnimi (ze względu na podobne języki i miejsce zamieszkania) lubili chłód i nie przepadali za podróżami? Nie znam odpowiedzi na to pytanie... Wiem natomiast, że paręnaście wieków później reprezentanci trzech zachodniosłowiańskich narodów: czeskiego, słowackiego i polskiego zadali zdecydowany kłam temu twierdzeniu i wyruszyli w podróż w poszukiwaniu słońca ;-)

Celem naszej mocno sfeminizowanej, słowiańskiej grupy stały się ruiny zamku Alarcos de Calatrava, oddalone ok 8 km od Ciudad Real. Ze względu na piękną pogodę postanowiliśmy pokonać ten dystans na piechotę. Po spotkaniu na Plaza Mayor, kierując się mapą i drogowskazami ruszyliśmy. Początkowo przemierzyliśmy peryferyjne dzielnice Ciudad Real, aby po dłuższej chwili dojść do granic miasta. Tam zeszliśmy na pobocze drogi szybkiego ruchu i rozbici na dwu-, trzyosobowe grupki pomaszerowaliśmy w kierunku celu. Naszą obecnością wzbudzaliśmy nie lada sensację wśród hiszpańskich kierowców. Akompaniowali nam oni podczas całej drogi dźwiękiem klaksonów, komplementując w ten oryginalny sposób urodę moich towarzyszek podróży.
Po drodze mieliśmy okazję obserwować typowe podmiejskie krajobrazy: sady, pola, czy też pozagradzane rezydencje. W oddali natomiast było widać zielone wzniesienia wyraźnie odcinające się na tle błękitnego nieba La Manchy.

Po około półtorej godziny marszu i krótkim podejściu na zamkowe wzgórze dotarliśmy do celu. Widok który nam się ukazał był świadectwem bardzo burzliwej historii zamku Alarcos de Calatrava - liczne zawirowania dziejowe sprawiły, że nie został z niego omalże kamień na kamieniu. Z kształtu zachowanych fundamentów trudno było wywnioskować o przeszłym kształcie lub potędze twierdzy, gdyż dostępu do nich broniła siatka, a żaden z przewodników niestety nie posługiwał się językiem angielskim, żeby chociaż słownie dać nam wyobrażenie na temat wyglądu zamku. Jedynym obiektem na wzgórzu który się zachował do naszych czasów był kościół z XIII/XIV wieku, wybudowany w stylu mudejar, który jednak bardziej kojarzył mi się z rzymską willą niż architekturą sakralną. Po dokładnym zwiedzeniu tego obiektu nie zostało nam nic innego jak tylko robienie niezliczonej ilości zdjęć, podziwianie krajobrazów i opalanie się.

Wzgórze zamkowe.
Fundamenty budowli dostępne za opłatą tylko z hiszpańskojęzycznym przewodnikiem.
 
Kościół na wzgórzu zamkowym.
 

Po długim wylegiwaniu się na słońcu ruszyliśmy w drogę powrotną. Część dziewczyn postanowiła łapać stopa co udało im się w ciągu dosłownie minuty (wspominałem już że hiszpańscy kierowcy lubią słowiański typ urody? ;-), a reszta naszej grupy udała się spacerowym krokiem w kierunku Ciudad Real. Już na miejscu spojrzeliśmy na jeden z ustawionych w centrum miasta termometrów - było 30 stopni :-) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz